Dbam, ćwiczę, pielęgnuje. Dotykam – czuje, dotykasz – czuje, zapytasz co? Umiem odpowiedzieć – w nazwie. Czy to przyjemne? czasem tak, zazwyczaj po prostu dotyk. Miłe, raczej tak, ale nie mam pewności. Intensywność, struktura, wszystko jako takie podobne. Wiem co robię, co robisz Ty, jakie to daje uczucie, czy mnie to podnieca, czy mi się to podoba, nie wiem. Jeśli Cię kocham, to z pewnością jest to przyjemnie, przez pryzmat moich uczuć, ale po za nimi…
Jakby wyłączone czujniki, uśpione receptory. Często moje ciało przypomina mi o swoim istnieniu w postaci bólu, o różnej intensywności i to doskonale znam. Potrafię rozróżnić, wskazać źródło. Nie mam zatem paraliżu, a mimo to czuję, że moje ciało oderwane jest od reszty.
Będąc trzydziestko kilku latką, mogę stwierdzić, że znam siebie dość dobrze. Jakim jestem człowiekiem, co lubię, co mnie drażni, a co służy. Moje ciało, w moim mniemaniu to sanktuarium, wyjątkowa kreacja, którą nosić będą zawsze i do końca mych dni, więc robię co mogę, by jej nie zniszczyć, szanować. I właśnie kilka dni temu, zdałam sobie sprawę, że jest ono wciąż dla mnie nie odkryte w swej cielesności. Jak to się stało, że nie znam swojego ciała na tyle dobrze, aby określić czy sposób w jaki dotykam siebie, czy jak dotyka mnie On mi się podoba? Nie wiem, ale chce je poznać, właśnie teraz, kiedy dojrzałam do bycia samej, ze sobą.
Seks – w związku. Jest świetnie, poznajemy się, każde spojrzenie na początku wywołuje dreszcze w ciele, podniecenie. Kizi mizi, działa naturalnie. W końcu każdy jego dotyk, jest ważny, bo jesteśmy parą, bo łączymy się w jedność. Kochamy się i to jest piękne, sprawiamy sobie przyjemność, radość. Przychodzi jednak momencik, w którym te wszystkie niezwykłe emocje, lekko przygasają. Nauczyłam się go, więc wiem gdzie dotknąć, nacisnąć, pocałować, by wszystko zagrało od nowa. On nie chce być egoistą w tej zabawie i zaczyna grę wstępną, coś próbuje, to tu i to tam, i jakby ślepy prowadził kulawego. Chcę tego, chociaż zupełnie tego nie czuję, widzę lekkie pod-denerwowanie, zniecierpliwienie i zupełnie nie wiem, kiedy wchodzę na wysokie rejestry. „O tak!” Zaczyna się udawanie. W sumie, stało się to tak naturalne dla mnie, jakbym wchodziła w jakiś dziwny rodzaj medytacji. Kontroluje ruchy ciała, intensywność dźwięków, nawet mimikę twarzy. A jednak zawieszona z myślami, zupełnie gdzie indziej. Przed nami odgrywa się scena niczym z dobrego pornola, a nad tym wiszę sobie ja i układam dalszy plan dnia, albo tygodnia. Żeby była jasność, odczuwam satysfakcję, jak widzę swojego umęczonego, finiszującego partnera. To piękny, a nawet poruszający moment. Jestem szczęśliwa i cieszy mnie jego szczęście. „Było Ci dobrze, pyta on – no jasne Kochanie… nie widziałeś!?! Jesteś wspaniały. Uwielbiam się z Tobą kochać.” … Temat zakończony. Pan usatysfakcjonowany, a mi w duchu jakoś dziwnie. Sprawdziłam oczywiście, czy to nie kwestia Pana, metody, okoliczności, a nawet dolegliwości chorobowych. Udawanie w łóżku, nigdy zaś nie było zamierzone, po prostu nie chciałam sprawić swojemu partnerowi przykrości. I nic. Problem, jest mój, we mnie.
W życiu, nie miałam zdarzeń traumatycznych, nie byłam ofiarą gwałtu, ani przemocy seksualnej. A mimo to, seks nie był dla mnie taki, jak opowiadały mi koleżanki. I kiedy tak dzieliłyśmy się doświadczeniami, pojawiały się różne rady i komentarze: „Widocznie, on nie wie co robić – znajdź dojrzalszego”, „A może go nie kochasz? To może być to”, „Spróbuj czegoś innego – ostrzejszego, albo z kobietą”. I tak doszłam do wniosku, że rozmowy na ten temat są bezsensowne. A nawet mam podejrzenie, że stałam się ich ofiarą. Mam na dziś, spore doświadczenie seksualne, co jest pojęciem względnym i indywidualnym. Jeden z moich eks zarzucił mi nawet rozwiązłość, oraz konieczność leczenia. Skierował mnie do seksuologa, gdzie po tygodniach negocjacji wylądowaliśmy razem, by oczyścić mnie z podejrzeń „jakiś” zaburzeń. Jak również by wyjaśnić delikwentowi, że próbować mogłam wszystkiego i z wszystkimi, pod warunkiem, iż było to za moją zgodą, nie krzywdząc przy tym nikogo. Co potwierdził specjalista. I tak się proszę was kończą, wszelkie próby szczerości, oraz odpowiedź na pytanie Ilu miałaś….? Dlatego Droga Czytelniczko, postawiona pod murem, czy niesiona miłosnym uniesieniem, trzymaj język za zębami i niech Pan myśli, że nawet jako 30latka, przeżywasz z nim raptem 2/3 seks w życiu. Dziewictwo, to lekka przesada, mógłby się Pan przestraszyć. Do tego z pewnością wrócę, bo jest to bardzo ciekawy temat.
Edukacja seksualna – zakres podstawowy. Przedmiot – „Przygotowanie do życia w rodzinie”. Wnioski: Wiem, skąd biorą się dzieci. I od tego czasu, zapewne jakieś 15/20 lat mija, oczywistości przyswoiłam, resztę domówiłam, a nawet doczytałam i wciąż czuję, że wiele przed mną. Na dziś większość tego pragnę obalić i na nowo przyswoić. Taka duża rewolucja. I niestety jestem pewna, że nie jestem odosobniona, a mój problem dotyka sporą ilość kobiet. Brak satysfakcji seksualnej. Nazwijmy sprawę po imieniu. Według badań Public Health England (PHE), prawie 50% kobiet między 25-34 rokiem życia nie odczuwa radości ze stosunków płciowych, z wiekiem statystyki się poprawiają, a wpływ ma na to doświadczenie, samoświadomość. Preferujemy jakość, zamiast ilości. Czas by okryć te meandry seksualności.
Gdzie jest moje ciało? Postanowiłam zmierzyć się z tym i znaleźć rozwiązanie, techniki, narzędzia a może zidentyfikować przyczyny, by w końcu poczuć.